18.07.2020 aktualizacja 16.08.2020

„Wiktoria 1920”: 17–23 lipca

Warszawa, plac Saski, 18 lipca 1920 r. Ochotnicy przed wyruszeniem na front. Źródło: W. Rokosz/Centralne Archiwum Wojskowe WBH Warszawa, plac Saski, 18 lipca 1920 r. Ochotnicy przed wyruszeniem na front. Źródło: W. Rokosz/Centralne Archiwum Wojskowe WBH

17 lipca sowiecki komisarz spraw zagranicznych Gieorgij Cziczerin w nocie do rządu brytyjskiego odrzuca mediację państw zachodnich w rokowaniach z Polską. 19 lipca oddziały sowieckiego Frontu Zachodniego zajmują Grodno; tego dnia, na posiedzeniu Rady Obrony Państwa Roman Dmowski, przywódca Narodowej Demokracji, usiłuje bez skutku odebrać Józefowi Piłsudskiemu rolę głównodowodzącego.

Strajk robotników w Gdańsku, Niemczech, Czechosłowacji, Wielkiej Brytanii i Belgii paraliżuje dostawy dla walczącej Polski. 20 lipca Władysław Grabski rezygnuje z funkcji premiera. 23 lipca w Smoleńsku zostaje powołany sowiecki rząd dla Polski; w składzie m.in. Julian Marchlewski i Feliks Dzierżyński.

Mjr Kazimierz Świtalski (szef referatu polityczno-prasowego Naczelnego Wodza) w dzienniku:
[Symonowi] Petlurze Komendant tłumaczył, że vis maior [siła wyższa], jaką jest opinia Europy, przeszła do porządku dziennego nad Ukrainą. […] Ukraińcy sami muszą stwarzać fakty dokonane, które by dowiodły, że Ukraina istnieje. Takim faktem byłoby powstanie, które powinna zrobić Ukraina. Petlura chciał, by rozpocząć kwestię Galicji Wschodniej. Ko-mendant odpowiedział, że tu vis maior jest opinia Polski. Na mobilizację w Galicji Wschodniej nie zgodził się.
Warszawa, 17 lipca 1920
[Kazimierz Świtalski, „Diariusz 1919–1935”, Warszawa 1992]


Juliusz Zdanowski (ziemianin, polityk związany z Narodową Demokracją) w dzienniku:                                                Dzisiaj rozlepiają w najlepsze po ulicach swoje odezwy PPS-y. Okrzyk „precz z Grabskim, niech żyje rząd włościańsko-robotniczy” – przypomina mi zupełnie styl i treść owych odezw w wilię lubelskiego przewrotu [w listopadzie 1918]. Na jutro przygotowane zjazdy i wiece, nacisk na rząd i heca na ambasadę angielską. Rządzenie wśród dwóch bardzo ostrych prądów, z których jeden uderza w Naczelnika Państwa, a drugi w szefa rządu, robi się niemożliwością. Nie mając tradycji urzędniczej i urzędników z krwi i kości bezpartyjnych, owszem – obsadzając stanowiska wyższe ludźmi dojrzałymi w innej atmosferze, ma się z konieczności ludzi z zabarwieniem politycznym. Aparat rządowy krzyżuje się wzajemnie w działaniach. […] Wreszcie należałoby dziś wszystkie pisma zamknąć i zostawić tylko dziennik urzędowy. Zakazać partyjnych ogłoszeń, a przede wszystkim zakazać partyjnych biur werbunkowych do wojska. Przecież dziś tworzy się osobne wprost kadry wojskowe.
Warszawa, 17 lipca 1920

Dzień dzisiejszy poświęcony był Armii Ochotniczej. Pochód jej, złożony przeważnie z młodziutkich chłopców, wywoływał okrzyki entuzjazmu. Wozy sprzedające pożyczkę państwową starały się ten entuzjazm w inny znów sposób zdyskontować. Młodzieńcom zdatnym, a cywilnym robiono avanie [znieważano] na ulicach. Podniecenie było ogromne. Kochać można w tej Warszawie ten szczery, szeroki, głęboko sięgający prąd narodowy. Ma się wrażenie, że wśród tych ludzi i przy ich pomocy można wszelkie odśrodkowe dążności stłumić i zdusić. 
Warszawa, 18 lipca 1920
[„Dziennik Juliusza Zdanowskiego”, t. 3: „4 VIII 1919–28 III 1921”, Szczecin 2014]

Wincenty Witos (działacz chłopski, poseł na Sejm Ustawodawczy):
Po drodze spotkałem trzech żołnierzy, wracających rzekomo spod Kijowa. Zbiedzeni i zmizerowani, bez obuwia i bielizny, z trudem wlekli bose, pokaleczone nogi. […] Pułk ich, po odwrocie spod Kijowa, został w lasach na Wołyniu otoczony przez bolszewików, rozbity i zniszczony. […] Chłopi ukraińscy podpalali lasy i wielu żołnierzy upiekli żywcem. Przerażeni i oszołomieni szli przed siebie na oślep, aż nareszcie na jakiejś stacji wsiedli na pociąg i jechali przez trzy dni, gdyż pociąg szedł niesłychanie powoli, a nieraz stał całymi godzinami. Nikt się ich nigdzie o nic nie pytał, ani ich nie zatrzymywał. Myśleli, że armia polska przestała już zupełnie istnieć […].

Rozpocząłem natychmiast swoją robotę po wsiach. Ludzi po prostu nie mogłem poznać, wszędzie panika i niedowierzanie. Chłopi spodziewali się wtargnięcia bolszewików na pewno, byli zmęczeni i zniechęceni do wszystkiego. […] Zdarzało się nawet na moich zgromadzeniach, że chłopi występowali przeciw służbie wojskowej i płaceniu podatków. Narzekali głośno na nędzę, zdzierstwo panów, księży i Żydów. Nieraz na zgromadzeniach słyszałem okrzyki: „Niech do wojska idą panowie i Żydzi, my nie mamy czego bronić!”. Czasem miałem wrażenie, że te hasła były wyuczone, choć nierzadko dyktowała je gorycz. Skąd one pochodziły, nie wiedziałem, ale wiedziałem, że robiły bardzo duże i nieprzyjemne wrażenie. 
Wierzchosławice, 18 lipca 1920 
[Wincenty Witos, „Moje wspomnienia”, Paryż 1964]   

Płk Józef Jaklicz (dowódca 25 Pułku Piechoty WP):
Zgnębiony jestem wiadomościami, jakoby Rada Obrony Państwa przyjęła warunki Lloyda George’a, których podstawą jest linia Zbrucza i Bugu. Jeśli to prawda, to chyba przyjdzie sobie w łeb strzelić. Na to człowiek wojuje lat tyle, karku ochotnie nadstawia, bije się w Białej Rusi, Litwie, Wschodniej Galicji, aby w rezultacie wszystko to oddać. Myśląc o tym, zdaje mi się, że oszaleję albo rozniecę rokosz w wojsku i będę się bił do upadłego.
Rafajłówka (Ukraina), 18 lipca 1920
[„Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach”, Warszawa 1990]

Z informacji w „Rzeczpospolitej”: 
Jeden z najpiękniejszych dni przeżyła wczoraj Warszawa, mimo coraz to silniejsze groźby Sowietów, mimo przyrzeczeń [sowieckiego dyplomaty Leonida] Krasina w Londynie, że wojna Polski z Sowietami skończy się po zajęciu Warszawy. Stolica Polski przekonała wczoraj małodusznych i wrogów, że w chwilach niebezpieczeństw umie powstać, w karnych się skupić szeregach i być gotową do odparcia najkrwawszych wrażych zamierzeń. […] O świtaniu już o szyby okien śpiącego jeszcze miasta uderzał takt rytmiczny stąpań ochotniczych oddziałów, gotujących się do rewii przez wodza i organizatora ich gen. [Józefa] Hallera. […] 

Dwie godziny szli zwartymi szeregami ochotnicy, zdało się, że nie ma im końca, że oto cały naród sformował się w kolumny i przez stolicę Rzeczpospolitej przeciąga na uprzytomnienie wszystkim żywym, że dla mocy ducha polskiego nie ma granic i końca. Uczniowie, studenci, robotnicy, włościanie przeciągają przed oczyma swego wodza, niosąc w oczach, w całej swej postawie przysięgę walki do zwycięstwa. Przechodzi oddział kosynierów. […] Dzień wczorajszy był […] ukrzepieniem tej wiary, że Polska nie tylko nie zginęła, ale że każda chętna wraża myśl znajdzie odpowiedź w niezłomnej mocy polskiego ducha. Stolica Polski ślubowała wczoraj zwycięstwo. 
Warszawa, 19 lipca 1920
[„Wczorajsze święto Armii Ochotniczej”, „Rzeczpospolita” nr 35/1920]

Mjr Ignacy Boerner (szef Oddziału II Sztabu 3 Armii WP) w raporcie do Naczelnego Wodza:
19 lipca wkroczyli bolszewicy do Grodna. […] Czerezwyczajka przez cały czas funkcjonowała bardzo energicznie. Liczba osób rozstrzelanych dotychczas nie została potwierdzona, ludność twierdzi, że 200–300 osób rozstrzelali – to jest plon czerezwyczajki. […] Ambulatorium Polskiego Czerwonego Krzyża funkcjonowało do ostatniej chwili. Pracowały w nim dwie siostry miłosierdzia […]. Obydwie zostały w haniebny sposób zgwałcone (znęcało się po kilku Kozaków). Majątek ambulatorium został rozgrabiony.
[Stefan Kamiński, „Lata walk i zamętu na Ukrainie (1917–1921)”, Warszawa 1928]

Józef Piłsudski na posiedzeniu Rady Obrony Państwa:
Zwracam się do panów jeszcze, żebyście weszli w położenie człowieka, który postawiony został na czele nowo powstającej Polski, w którego rękach jest urząd naczelnika państwa i naczelnego wodza. Zgodzicie się sami – co to za państwo, gdzie [...] stale i systematycznie stoję w ogniu oskarżeń. Mnie bierze obrzydzenie do państwa, które ma takiego przedstawiciela, który swoją osobą zadrażnia stosunki. [...] Musi być jakaś przyczyna, że nasze wojska teraz ciągle przegrywają. [...] Przecież ci sami ludzie, którzy prowadzili do zwycięstw, dziś przegrywają.

Jest jedno słowo Napoleona, które laikom wydaje się śmieszne: trzy czwarte powodzenia to jest moralność, a jedna czwarta technika. I kiedy ludzie, którzy zwyciężali, teraz się załamują, to im brak tej morali, ale ją wojsko musi wziąć z kraju. [...] Wobec braku morali, wobec zawiedzenia nadziei, że interwencja Ententy będzie prędka, zróbcie nareszcie, [by stronnictwa] powiedziały sobie – bronimy państwa, zróbcie ten rząd, porwijcie ludzi, poruszcie masy. Żeby żołnierz widział, że w tym kraju jest jakaś chęć obrony [...]. Wy wszyscy stoicie nad przepaścią, wy jutro wyrzynać się będziecie; czy wobec tego nie możecie wyrzec się pewnych rzeczy? Czy wobec tego armia może być zdrowa: kiedy przyszły chwile próby, wyście nie wytrzymali. Proszę panów, zastanówcie się, jeżeli ja mam czynić niezgodę, to usuńcie mnie, weźcie kogo innego, może się pogodzicie na chwilę, ale zbudźcie [się], [...] bo inaczej jest tylko łatanie, na które ja idę, bo to jest mój psi obowiązek.
Warszawa, Belweder, 19 lipca 1920
[„Rok 1920. Wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach”, Warszawa 1990]

Por. Kobyliński (34 Pułk Piechoty WP):
Przybył kurier i zamiast rozkazów do natarcia przywiózł zawiadomienie dowódcy brygady, że wysyła do nas pięć czołgów. Na tę wieść zapanowało wielkie poruszenie – nowa broń, o której tylko z opowiadań i opisów wiedzieliśmy, ma nam za chwilę przyjść na pomoc. […] 

Zrobiły na nas silne wrażenie; poważny chód, szybkość piechura, łagodne poruszenia się bez szczęku i hałasu – nadają tej broni groźną powagę i wzbudzają zaufanie. Nad jednym czołgiem powiewa maleńka chorągiewka – to czołg dowódcy. Chorągiewka chyli się to w lewo, to w prawo. Wydaje w ten sposób rozkazy swym podkomendnym czołgom. Uzbrojone były trzy w działka 37 mm, dwa w kaemy. Z broni swej uczyniły natychmiastowy użytek, strzelając do widocznych już grupek przeciwnika. Przybycie czołgów dało hasło do natarcia. [...] Wielu żołnierzy idąc w linii z dala od czołgów, a chcąc się im z bliska przypatrzeć, podsuwało się bliżej i powoli przy każdym czołgu potworzyły się grupki żołnierzy maszerujących za i z boku czołgów, jak gdyby im towarzyszyli i korzystali z ich osłony. 
Olszanka k. Grodna, 21 lipca 1920
[„34 pp. Atak na Olszankę i forty Grodna dnia 21 lipca 1920 r.”, oprac. por. Kobylińskiego, CAW, I.400.562]

Witowt Putna (dowódca bolszewickiej 27 Dywizji Strzeleckiej):
Stan wojska (już pojawiły się oznaki silnego wyczerpania), a szczególnie stan zaplecza, zaczął mnie niepokoić. Dywizje poruszały się cały czas w szybkim tempie i przeszedłszy od Berezyny daleko w głąb terytorium przeciwnika – nie mogły dostatecznie zabezpieczyć tyłów. [...] Wyraźnie odczuwalna w rejonie mińskim sympatia społeczeństwa dla czerwonych, bliżej Bugu zaczęła blednąć. Niemały w tym udział miał fakt, że oderwani od baz, nie mając transportu kolejowego dla armii, wykorzystywaliśmy niezliczoną liczbę chłopskich podwód. Według chłopa, przepowiadane przez nas oswobodzenie od ucisku panów – słuszna sprawa, ale na razie – oparta na domysłach, a on jest zmuszony tygodniami włóczyć się z podwodą, kiedy na polach stoi przejrzałe zboże.
[Witowt Putna, „K Wisle i obratno”, Moskwa 1927, tłum. Agnieszka Knyt]

Zofia Romanowiczówna (mieszkanka Lwowa) w dzienniku:
Dzikie hordy zbliżają się do nas. Nasze dzielne, nasze nadzwyczajne młode wojsko dotąd odpiera ich, broniąc ze wszystkich sił – ale na jak długo jeszcze tych sił wystarczy, gdy tam taka szalona przewaga liczebna? Tu ostre pogotowie, a od wczoraj nowy popłoch. [...] A nie tylko dla nas tutaj to takie groźne, takie straszliwe – przecież ta nawała dzikich bestii nieodparta rozlałaby się na zachód.
Lwów, 21 lipca 1920
[Zofia Romanowiczówna, „Dziennik lwowski 1842–1930”, t. 2, „1888–1930”, Warszawa 2005]

Ks. Michał Woźniak (proboszcz parafii Chojnata): 
Na froncie bardzo źle. Oddano już Wilno, Mińsk, Słuck, Husiatyn. Uchodź¬cy emigrują w Poznańskie i na Pomorze. Podobno już Grodno zajęte. W kraju obudził się niebywały patriotyzm, ale tylko wśród inteligencji, bo chłopi obojętnie te wieści przyjmują, nie rozumiejąc grozy położenia. […]

W parafii chłopcy szkolni chętnie idą do wojska. Starsze roczniki z wielką obawą czekają chwili powołania przymusowego, bo już listy ich na gwałt formują. Obywatelstwo opodatkowało się dobrowolnie na rzecz armii i ma dać 5 procent swoich koni do wojska. Chłopi nie, z małymi wyjątkami.
Chojnata (Łódzkie), 22 lipca 1920
[Ks. Michał Woźniak, „Kronika parafii Chojnata 1911–1920”, Warszawa 1995]

Copyright

Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.