Prof. R. Żurawski vel Grajewski: 191 lat temu nie było szans na odzyskanie niepodległości inaczej niż z bronią w ręku
Realia międzynarodowe sprawiały, że niemożliwe było odzyskanie niepodległości przy stole negocjacyjnym. Na polu walki wszystko zależałoby od naszego oręża – mówi PAP prof. Radosław Żurawski vel Grajewski, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego. 191 lat temu, 29 listopada 1830 r., wybuchło powstanie listopadowe.
Polska Agencja Prasowa: W 1815 r. Polacy przywitali powstanie Królestwa Polskiego z wielkimi nadziejami i wiarą w przyszłość tego państwa połączonego z Rosją. Dlaczego ten nastrój tak szybko się rozwiał?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: Wśród ówczesnej elity niemałą część stanowili politycy i wojskowi, którzy dobrze pamiętali okres zupełnego braku państwa polskiego. To oni, po długich bojach, wywalczyli Księstwo Warszawskie i Królestwo Polskie. Byli szczęśliwi, że dzięki ich wysiłkom i przelanej krwi udało się uzyskać choć taką - niedoskonałą formę państwowości. Początkowe nadzieje były bardzo duże, ponieważ wierzono, że car Aleksander I włączy do utworzonego państwa tzw. „ziemie zabrane”.
Szybko okazało się, że car-samodzierżawca, a jednocześnie konstytucyjny władca Królestwa Polskiego nie w pełni rozumie, że jego władza jest ograniczona zapisami konstytucji, którą sam ustanowił. Był przyzwyczajony do rządów absolutnych. Nie mógł się też pogodzić z liberalną opozycją w Sejmie Królestwa Polskiego. Co równie istotne, powierzył kontrolę nad Królestwem swojemu bratu – księciu Konstantemu – który również kierował się despotycznymi zasadami sprawowania władzy. Świadectwem tego była niechęć do zwoływania sejmów w terminach przewidzianych konstytucją, cenzura i działalność policji politycznej. To wszystko doprowadziło do rozczarowania części opinii publicznej. Kaliszanie, czyli najważniejsza część opozycji politycznej, znaleźli się w aresztach domowych. Wszystko to wskazywało, że car uważa każdą formę działań opozycyjnych za zdradę stanu. Było to zaprzeczeniem liberalnych nadziei z 1815 r.
Sytuację pogorszyło objęcie tronu przez Mikołaja I, który wobec Polski nie miał sentymentów wyrażanych przez jego poprzednika. Już wcześniej rozpoczęły się represje wobec patriotycznej młodzieży w Wilnie. Zaczęły rozwijać się tajne sprzysiężenia, takie jak Wolnomularstwo Narodowe majora Waleriana Łukasińskiego, przekształcone później w Towarzystwo Patriotyczne. Jego celem było odzyskanie pełnej niepodległości poprzez czyn zbrojny, ale w bliżej nieokreślonym terminie. Członkowie konspiracji uznawali, że wyczerpały się możliwości działania w ramach systemu politycznego Królestwa Polskiego. Po powstaniu dekabrystów policja carska dowiedziała się od aresztowanych spiskowców o istnieniu Towarzystwa Patriotycznego.
Powstanie listopadowe „uratowało” Europę przed wybuchem wielkiej wojny. Jesienią 1830 r. w Londynie trwała konferencja ambasadorów zwołana w celu rozstrzygnięcia spraw Belgii i Grecji. Rosja była jednym z najważniejszych uczestników rozmów. Obawiano się, że Mikołaj I wyśle swoje wojska na zachód. Wybuch zrywu sprawił, że było to niemożliwe. Taka sytuacja była pożądana przez Francję i Wielką Brytanię.
Car Mikołaj I zgodził się na postawienie przywódców konspiracji przed Sądem Sejmowym złożonym z senatorów. Okazało się, że senatorowie nie są skłonni do wydania wyroku zgodnego z wolą cara. Wyroki, które wydali, były dosyć łagodne. Brak gotowości do potępienia marzeń o pełnej niepodległości został zrozumiany przez społeczeństwo jako sygnał, że „starsi w narodzie” popierają ewentualną walkę zbrojną o wolność. Tymczasem elity nie były w stanie stanąć na czele kolejnego powstania. Kolejny spisek, przygotowany przez młodych oficerów pod wodzą Piotra Wysockiego, dał sygnał do walki.
PAP: Ówczesna sytuacja międzynarodowa była bardzo skomplikowana. Jaki był jej wpływ na wydarzenia w Królestwie Polskim?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: W lipcu w Paryżu wybuchła rewolucja, która obaliła Burbonów i zapoczątkowała liberalne rządy Ludwika Filipa. Miesiąc później podobna rewolucja wybuchła w Brukseli i zaowocowała oderwaniem Belgii od Królestwa Zjednoczonych Niderlandów. Były to bunty przeciwko porządkowi ustanowionemu na kongresie wiedeńskim. Ich przebieg, mimo obowiązującej cenzury był znany opinii publicznej w Królestwie Polskim. Już w październiku Mikołaj I zdecydował o postawieniu wojsk Królestwa Polskiego i rosyjskich w stan gotowości. Jasno deklarował, że celem ich działań ma być stłumienie rewolucji w Belgii. Spodziewano się, że wkrótce Polacy otrzymają rozkaz do wymarszu przeciw Belgom i Francuzom, którzy bez wątpienia pomogliby swoim sąsiadom. Był to kolejny bodziec ideowy dla spiskowców.
Co równie istotne, Rosjanie wpadli na trop spisku w Szkole Podchorążych. Było jasne, że aresztowania nastąpią bardzo szybko i kończy się czas na podjęcie działań. Alternatywą dla powstania było pogodzenie się z rozbiciem spisku, aresztowaniem jego uczestników oraz pomaszerowaniem do Belgii i Francji. Pamiętajmy, że armia Królestwa Polskiego była w dużej części złożona z oficerów, którzy walczyli w wojnach napoleońskich. Walka przeciwko Francji była dla nich niewyobrażalna.
W zgodnej opinii historyków wybuch powstania „uratował” Europę przed wybuchem wielkiej wojny. Atak na Belgię skłoniłby Francję do udzielenia jej pomocy, a to oznaczałoby konflikt pomiędzy mocarstwami. W takiej sytuacji społeczeństwo brytyjskie nie pozwoliłoby swojemu rządowi na wystąpienie przeciwko Belgii i Francji. Sympatie wobec liberalizmu były tam bardzo silne. Wprowadzenie we Francji monarchii konstytucyjnej zbliżało Francję do Wielkiej Brytanii. Rosja była zaś dla Brytyjczyków wzorem despotyzmu.
Jesienią 1830 r. w Londynie trwała konferencja ambasadorów zwołana w celu rozstrzygnięcia spraw Belgii i Grecji. Rosja była jednym z najważniejszych uczestników rozmów. Obawiano się, że Mikołaj I wyśle swoje wojska na zachód. Wybuch powstania sprawił, że było to niemożliwe. Taka sytuacja była pożądana przez Francję i Wielką Brytanię. Londyn nie chciał wojny w Europie, ale zarazem bał się, że Francja wchłonie Belgię. Brytyjczycy dążyli do zachowania ewentualności rosyjskiej interwencji, która byłaby straszakiem na Francję i powstrzymywała jej ambicje. Musimy pamiętać jak żywe były wspomnienia rewolucji francuskiej z 1789 r. i jej koszmaru symbolizowanego przez Jakobinów i gilotyny. Wieść o wybuchu kolejnej rewolucji sprawiała, że opinia publiczna bała się powtórzenia tych wydarzeń. Liczono więc na siły, które mogłyby powstrzymać Francję.
PAP: Czy dwa pozostałe mocarstwa zaborcze – Austria i Prusy – obawiały się, że „polska zaraza” rozleje się także na ich ziemie?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: Stanowisko Prus było jednoznacznie wrogie wobec powstania listopadowego. Berlin uznawał, że niepodległe państwo polskie nie może istnieć, bowiem szybko sięgnęłoby po ziemie włączone kilkadziesiąt lat wcześniej do ich kraju. To oznaczałoby dla nich katastrofę. Mimo że powstrzymały się od interwencji zbrojnej, to jednak wspierały Rosję. To właśnie Prusacy dostarczyli materiały do budowy mostu, który pozwolił Rosjanom na przeprawę przez Wisłę w ostatniej fazie powstania. Berlin uznawał, że powstanie listopadowe równie dobrze mogło wybuchnąć w Wielkopolsce. Związki pomiędzy Wielkim Księstwem Poznańskim a Królestwem Polskim były wciąż bardzo silne. Spiskowcy z Towarzystwa Patriotycznego działali po obu stronach granicy. Istnieje nawet pogląd, że możliwe było zbuntowanie lokalnej Landwehry i przyłączenie się jej do powstania. Jednak gen. Józef Chłopicki wykluczał możliwość rozszerzenia powstania na pozostałe zabory.
Kierujący dyplomacją austriacką Klemens von Metternich był wrogi jakimkolwiek rewolucjom i to skłaniało go do zajęcia wobec powstania listopadowego nieprzychylnego stanowiska. Był to jednak sprzeciw bardziej „miękki” niż ten wyrażany przez Berlin. Rosja była dla Austrii rywalem na Bałkanach. Powstanie w Polsce stanowiło dla Rosji problem, który odciągał Petersburg od zainteresowania południem Europy. Ewentualne uzyskanie przez Królestwo Polskie niepodległości byłoby z punktu widzenia Wiednia zabezpieczeniem przed potęgą Rosji.
W przypadku Austrii sprawa jest bardziej skomplikowana. Kierujący dyplomacją austriacką Klemens von Metternich był wrogi jakimkolwiek rewolucjom i to skłaniało go do zajęcia wobec powstania listopadowego nieprzychylnego stanowiska. Był to jednak sprzeciw bardziej „miękki”, niż ten wyrażany przez Berlin. Rosja była dla Austrii rywalem na Bałkanach. Powstanie w Polsce było dla Rosji problemem, który odciągał Petersburg od zainteresowania południem Europy. Ewentualne uzyskanie przez Królestwo Polskie niepodległości byłoby z punktu widzenia Wiednia zabezpieczeniem przed potęgą Rosji. Nie oznacza to, że Habsburgowie byli gotowi do bezpośredniego wsparcia Polaków, ale gdy korpus generała Józefa Dwernickiego po wyprawie na Wołyń został wypchnięty do Austrii, to jego żołnierze nie zostali wydani w ręce Rosjan. Broń została „zwrócona carowi”, a żołnierze w większości powrócili do Królestwa Polskiego i walczyli w kolejnych bitwach powstania. W ostatnim okresie walk poselstwo austriackie przybyło do sztabu Iwana Paskiewicza z zamiarem oferowania mediacje między Rosjanami i władzami powstania. W obliczu upadku Warszawy sprawa ta stała się nieaktualna.
PAP: Wspomniana wcześniej Grecja odzyskała niepodległość za sprawą wsparcia mocarstw. Czy powtórzenie takiego scenariusza było możliwe w wypadku Polski?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: Moim zdaniem nie było szans na odzyskanie niepodległości inaczej niż z bronią w ręku. Dla Francji i Wielkiej Brytanii sprawa Polski była trzeciorzędna. Oczywiście opinia publiczna w tych krajach była jednoznacznie po stronie Polaków. Sprawa Polski nie była na tyle istotna, aby ryzykować dla niej wybuch wielkiej wojny, a tylko taka mogła doprowadzić do uzyskania niepodległości. Dla Rosji i Prus sprawa polska była pierwszorzędna. Oba kraje były gotowe zaangażować cały swój potencjał, aby zachować swoje nabytki terytorialne. Powodów do takiej determinacji nie było w Paryżu i Londynie.
Pojawia się więc pytanie, czy mogliśmy sprowokować wybuch konfliktu, który przysłużyłby się polskim interesom. Historyk nie jest w stanie odpowiedzieć jednoznacznie. Bez wątpienia powstańcy mieli szanse zwycięstwa w kampanii roku 1831. Siły Iwana Dybicza można było pobić, ale nie oznacza to, że istniały szanse na zwycięstwo. W 1832 r. Rosjanie zaatakowaliby po raz kolejny. Trudno powiedzieć, jakie byłyby losy takiego starcia. Jednak największe szanse na wybuch wojny europejskiej były jesienią 1830 r. Trudno byłoby jednak wywołać powstanie w kraju pozbawionym własnej armii i okupowanym przez Rosjan. Wydaje się, że ówczesne realia międzynarodowe sprawiały, że niemożliwe było odzyskanie niepodległości przy stole negocjacyjnym. Na polu walki wszystko zależałoby od naszego oręża. Większość historyków uznaje kampanię 1831 r. za możliwą do wygrania, ale w dłuższej perspektywie potencjał Rosji prawdopodobnie przesądziłby losy wojny na jej korzyść.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
Autor: Michał Szukała
szuk/ dki/
Copyright
Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.