05.12.2017

Prof. T. Nałęcz: Piłsudski długo w ogóle nie miał normalnego życia rodzinnego

Józef Piłsudski układa pasjansa. Źródło: NAC Józef Piłsudski układa pasjansa. Źródło: NAC

Nie stać go było na normalne ojcostwo, długo w ogóle nie miał normalnego życia rodzinnego – bez reszty pochłaniała go konspiracja, przygotowania wojskowe. Czasy stabilizacji przyszły dopiero w okresie Sulejówka - mówi PAP prof. Tomasz Nałęcz z Akademii Humanistycznej w Pułtusku.

PAP: Jakie było dzieciństwo Józefa Piłsudskiego? Czy był dobrym uczniem?

Prof. Tomasz Nałęcz: Dzieciństwo Piłsudskiego możemy dosyć dokładnie odtworzyć, bo jego starszy brat – Bronisław – prowadził dziennik, który szczęśliwie zachował się w znacznych partiach. Oczywiście jest to wizerunek młodszego brata widziany oczami starszego, ale to jest najpewniejsze źródło.

Piłsudski, jak każdego dziecko z dobrego, szlacheckiego domu, najpierw odbierał nauki w kręgu rodziny. Guwernantka i guwernanci przysposabiali młodych Piłsudskich do pójścia do szkoły. Do elementarnej szkoły Piłsudski nie chodził, ale z czasów edukacji domowej znał język francuski, ponieważ miał guwernantkę od francuskiego.

Piłsudski kończył dobre wileńskie gimnazjum. Wiemy jakie oceny miał, ponieważ zachowały się jego świadectwa szkolne. Z tych przedmiotów, które go interesowały, był dobrym uczniem. Nie miał natomiast najlepszych ocen z przedmiotów, które wymuszała władza, ale to nie wynikało z braku umiejętności – był to przejaw patriotyzmu.

Kiedy Piłsudski stał się już osobą publiczną, to wiele osób wracało do wspólnych wspomnień szkolnych. Jednak tego rodzaju przekazom należy już ufać mniej.

PAP: Jaki stosunek do religii miał Piłsudski?

Prof. Tomasz Nałęcz: Jak wyglądają relacje człowieka z Panem Bogiem, to tak naprawdę wie tylko Pan Bóg i ten człowiek. Nieraz ludzie, którzy demonstrują skrajną dewocję są z Panem Bogiem i dziesięcioma przykazaniami na bakier.

Piłsudski na pewno nie był dewotem. Zdecydowanie dystansował się od wykorzystywania religii w polityce. Uważał to za rzecz poniżej swojej godności, aby w polityce przysłaniać się Panem Bogiem. Kierował się ewangeliczną zasadą „co boskie Bogu, a co cesarskie cesarzowi”.

Prof. Tomasz Nałęcz: Piłsudski na pewno nie był dewotem. Zdecydowanie dystansował się od wykorzystywania religii w polityce. Uważał to za rzecz poniżej swojej godności, aby w polityce przysłaniać się Panem Bogiem. Kierował się ewangeliczną zasadą „co boskie Bogu, a co cesarskie cesarzowi”.

Został wychowany w ziemiańskiej, szlacheckiej rodzinie kresowej, która była przywiązana do katolicyzmu, jak zresztą wszystkie rodziny szlacheckie na Wileńszczyźnie. Piłsudski miał w szkole dobre oceny z religii.

Natomiast już jako człowiek dorosły dzielił losy swojego pokolenia. Związał się z Polską Partią Socjalistyczną, szybko stając się jednym z liderów tej partii. To nie było środowisko, które ceniło sobie religijność, ale Piłsudski też stronił od postaw antyklerykalnych czy antyreligijnych, które w tym środowisku często się zdarzały, chociaż niepodległościowy socjalizm różnił się od tego socjalizmu, który religię traktował jako „opium dla ludu”. Okres socjalistyczny był okresem dystansu. Nie ma przekazu, żeby Piłsudski brał wtedy udział w praktykach religijnych.

PAP: Czy Piłsudski traktował religię instrumentalnie, co mu czasem wytykano?

Prof. Tomasz Nałęcz: Wynikało to z jego przejścia na protestantyzm w 1899 r., ale niewiele miało wspólnego z religią – wiązało się to z małżeństwem. Piłsudski nie mógł zawrzeć katolickiego małżeństwa, ponieważ Kościół katolicki wykluczał rozwody, a także małżeństwa z rozwódkami, a Piłsudski oddał serce kobiecie rozwiedzionej. Aby ją poślubić, przeszedł na protestantyzm. Nie ma jednak śladów jakichkolwiek praktyk religijnych poza zawarciem małżeństwa.

Piłsudski dokonał ponownej konwersji i powrócił oficjalnie do katolicyzmu w 1916 r. W czasie walk frontowych ksiądz kapelan I Brygady, Henryk Ciepichałł, spisał stosowny akt rangi urzędowej stwierdzający, że Józef Piłsudski stał się na powrót katolikiem. W II Rzeczpospolitej uczestniczył oczywiście w życiu religijnym. Zajmował ważne urzędy, a msza święta była istotnym elementem wielu uroczystości państwowych. Piłsudski zachowywał się wówczas jak osoba wierząca.

Drugie małżeństwo – z Aleksandrą Szczerbińską – które zawarł po śmierci Marii, było małżeństwem w formule katolickiej. Ślub wziął w Kościele św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży w Warszawie.

Również w Belwederze była kaplica. Piłsudski nie obnosił się ze swoją religijnością, ale zależało mu, aby być pochowanym na Wawelu. Jego pogrzeb miał charakter państwowy, ale katolicki.

PAP: Piłsudski, o czym Pan wspomniał, miał dwie żony. Jakim był mężem?

Prof. Tomasz Nałęcz: Wydaje mi się, że bardzo dobrym, choć tak, jak są różne modele małżeństwa, tak są też równe kryteria oceniania każdego z małżonków. Jeśli chodzi o pierwsze małżeństwo, to była to wielka miłość – przecież porzucił swoją religię, aby połączyć się węzłem małżeństwa ze swoją wybranką. Z Marią z Koplewskich Juszkiewiczową łączyła go wspólna działalność w PPS. Razem działali w partii, na stopie nielegalnej, byli tzw. nielegałami, zawodowymi rewolucjonistami.

Ich ślub był też pragmatycznym rozwiązaniem. Policja reagowała inaczej na osoby samotne albo żyjące nieformalnie niż na kochające się małżeństwo, które takiej uwagi nie przyciągało.

Wszystkie przekazy wskazują, że to był naprawdę bardzo udany związek, ale do czasu. Zaczął się psuć w 1906 r. Piłsudski wtedy, zresztą w czasie jednej z akcji, poznał sporo młodszą od Marii członkinię PPS i Organizacji Bojowej PPS – Aleksandrę Szczerbińską. Wyznał jej miłość, ku zaskoczeniu Aleksandry, jak to opisuje.

Związek z Aleksandrą trwał od 1906 r., ale Piłsudski był nadal w formalnym związku z Marią. Mieszkali razem w Krakowie do 1916 r.

Dzielił swoje uczucia pomiędzy dwie kobiety. Przez pewien czas ukrywał ten związek, ale długo się tak nie dało. Maria zresztą to tolerowała. Kiedy wyruszył na wojnę w sierpniu 1914 r., to już do Marii nie wrócił. W grudniu 1916 r. przeniósł się do Warszawy, gdzie również była Aleksandra, blisko współpracowali ze sobą. Byli parą, najpierw przemieszkiwała z nim, ale nie zamieszkała z nim na stałe przed ślubem. On był osobą publiczną, choć to i tak był skandal.

Kiedy Piłsudski został aresztowany przez Niemców, dowiedział się, że Aleksandra jest w ciąży. W lutym 1918 r., kiedy Piłsudski siedział w Magdeburgu, urodziła się jego pierwsza córka – Wanda. To był bardzo udany związek, Maria była jednak jego ofiarą.

PAP: Co działo się wówczas z Marią?

Prof. Tomasz Nałęcz: Piłsudski chciał się z nią rozwieść, ale Maria nie zgadzała się na rozwód. Piłsudski miał już wtedy dwoje dzieci – Jadwiga urodziła się w 1920 r. Miał zresztą z tego powodu sporo kłopotów, bo sto lat temu była to sensacja – Naczelnik Państwa żyje „na kocią łapę”, będąc formalnie w związku małżeńskim z inną kobietą. Z tego powodu były plotki, było to też wykorzystywane przez wrogów politycznych.

Maria cały czas mieszkała w Krakowie. Zachowywała się z dużą godnością. Wrogowie Piłsudskiego próbowali wykorzystywać porzuconą żonę, ale ona nigdy na zachowanie nieprzychylne Piłsudskiemu się nie zdobyła, choć rozwód blokowała. Zmarła w 1921 r.

PAP: Piłsudski nie pojawił się na jej pogrzebie…

Prof. Tomasz Nałęcz: Wiele osób z najbliższego grona Piłsudskiego miało mu to za złe, bo w religijnym społeczeństwie rygorystycznie obowiązywały wtedy pewne karencje żałoby. Natomiast Piłsudski w czasie żałoby zawarł nowe małżeństwo. Co więcej, nie był też na pogrzebie Marii; na pogrzebie był jego brat. Najbliżsi przyjaciele z PPS mieli mu za złe, uważając, że powinien pojawić się na pogrzebie z szacunku dla wspólnie spędzonych lat.

Zresztą w tym związku sympatie osób nawet bardzo bliskich Piłsudskiemu po 1906 r. były po stronie Marii, a nie Aleksandry. Piłsudski nasłuchał się sporo gorzkich słów od przyjaciół, którzy do końca szanowali Marię. Uważali, że Piłsudski nieładnie się zachował nie jadąc na pogrzeb.

PAP: Mówi się też o innych kobietach w życiu Piłsudskiego…

Prof. Tomasz Nałęcz: Wiele jest plotek, moim zdaniem nie mających uzasadnienia. Piłsudski, owszem, monogamistą nie był, w swoim życiu darzył kilka kobiet płomiennym uczuciem, ale nie łączył tego z tzw. skokiem na bok. Przy swojej zmienności uczuć był jednak stały i lojalny wobec kobiet, które obdarzał miłością. Oprócz Marii i Aleksandry, są jeszcze dwie kobiety w życiu Piłsudskiego.

Związek z poznaną w czasach syberyjskiego zesłania Leonardą Lewandowską jest bardzo dobrze udokumentowany, ponieważ zachowała się korespondencja z tego okresu. Co prawda nie zachowały się listy Leonardy, ale zachowały się listy Piłsudskiego do niej. Leonardzie zesłanie skończyło się wcześniej, ale Piłsudski musiał jeszcze zostać przez kilkanaście miesięcy. Wyczekiwali momentu ponownego połączenia i korespondowali.

Ta miłość nie przetrwała próby rozstania. Z korespondencji wiemy, że Piłsudski zdradził Leonardę z inną towarzyszką zesłania. Było to chwilowe, krótkie zapomnienie. Zresztą sam to wyznał i wskazał osobę, z którą dokonał aktu zdrady. Piłsudski to wzór patriotyzmu i to nie bardzo do niego przystaje, ale przespał się z Rosjanką. Pisał list do Leonardy jako skruszony mężczyzna, wiedząc, że nie sposób mu tego wybaczyć - gdyby Leonarda przestała pisać, to będzie to z jej strony usprawiedliwione, ale gdyby było inaczej, to byłby szczęśliwy. To zresztą piękny list. Nie znamy odpowiedzi Leonardy, ale ponieważ korespondowali dalej, to domyślamy się, że mu przebaczyła.

Po powrocie Piłsudskiego do kraju spotkali się, ale z tego związku nic już nie wyszło. To Piłsudski nie chciał tej znajomości kontynuować. Jest wiele domysłów, bo Leonarda wkrótce popełniła samobójstwo, ale nie sądzę, żeby należało to wiązać z reakcją na zawód miłosny. Ona zdawała sobie sprawę z tego, że ten związek obumiera w wyniku oddalenia. To była miłość zesłańców, która nie wytrzymała próby normalności. Takie rzeczy w tym środowisku były na porządku dziennym.

PAP: Była jeszcze jedna kobieta…

Prof. Tomasz Nałęcz: Ta znajomość wiązała się z oczywistym skandalem. Piłsudski był już wtedy osobą na świeczniku, bohaterem narodowym i człowiekiem, który winien być wzorcem pod każdym względem.

Piłsudski zawsze miał kłopoty ze zdrowiem. Kochał Druskienniki, bo można tam było z polskiego brzegu Niemna patrzeć na litewski, a Piłsudski był przecież zwolennikiem wspólnego państwa, bliskich związków między Polską i Litwą. Często wyjeżdżał do Druskiennik, gdzie podczas kuracji w 1924 r. poznał młodą lekarkę – Eugenię Lewicką.

Życie brało odwet za Marię, bo Lewicka była dokładnie o tyle młodsza od Aleksandry, ile Aleksandra od Marii. Doktor Eugenia Lewicka była zresztą kobietą pod każdym względem inną od Aleksandry, może nawet trochę bliższą charakterem i temperamentem Marii. Była kobietą nowoczesną, zwolenniczką równouprawnienia, edukacji seksualnej, bulwersowała otoczenie np. propagowaniem rekreacji kobiet w strojach kąpielowych lub wręcz nago. Ze wszystkich przekazów wynika, że była fascynującą osobowością. Piłsudski uległ tej fascynacji z wzajemnością. Nie ulega wątpliwości, że Piłsudski się zadurzył po uszy jak uczniak.

PAP: Czy Lewicką, podobnie jak Marię i Aleksandrę, łączyły z Piłsudskim również sprawy zawodowe?

Prof. Tomasz Nałęcz: Lewicka fascynowała się sportem, ale nie takim wyczynowym, tylko kulturą fizyczną. To było bliskie Piłsudskiemu, ponieważ i on doceniał rolę sportu, ale patrzył na to bardziej pragmatycznie – dla niego najważniejsza w życiu była armia i polskie wojsko, a sport i ćwiczenia fizyczne z niedołęgi czynią przecież dobrego kandydata na żołnierza.

Kiedy Piłsudski wrócił do władzy w 1926 r. dosyć szybko w wyniku jego decyzji powstał Centralny Instytut Wychowania Fizycznego. Piłsudski objął przewodnictwo Rady Instytutu, a Eugenia Lewicka została jej sekretarzem. Siedzibę Instytutu zlokalizowano na Bielanach, to są budynki dzisiejszego AWF-u. Możemy zatem powiedzieć, że warszawski AWF jest owocem miłości Piłsudskiego i Lewickiej.

Piłsudski ukrywał ten związek. Kiedy twardą ręką rozprawił się z opozycją w tzw. wyborach brzeskich jesienią 1930 r., które zostały przez Piłsudskiego wygrane, a opozycja została rozgromiona, Piłsudski zrezygnował ze stanowiska premiera. Na początku 1931 r. w towarzystwie doktor Eugenii Lewickiej - jako osobistego lekarza - wyjechał na Maderę, aby wypocząć i podreperować stan swojego zdrowia. Było to wielkim skandalem.

PAP: Jak zakończył się ten związek?

Prof. Tomasz Nałęcz: W połowie tego wypoczynku coś dramatycznie pękło pomiędzy nimi, ponieważ Lewicka zostawiła Piłsudskiego i powróciła do kraju. Znajomość uległa gwałtownemu przerwaniu. Nie ma świadectw, żeby jeszcze się potem spotykali, choć nie da się wykluczyć, że były jakieś doraźne spotkania.

Wkrótce Lewicka popełniła samobójstwo i to w dramatyczny sposób – otruła się żrącą substancją. Jako lekarz wiedziała co robi. Jest na ten temat wiele plotek, że to nie było samobójstwo, ale zabójstwo. Ja nie daję temu wiary. Zbyt sobie cenię Piłsudskiego oraz jego współpracowników i za czystą fantazję uważam, że Piłsudski mógłby coś takiego zlecić lub ktoś z jego współpracowników, poza jego plecami, mógłby to zrobić.

PAP: Jakim ojcem był Józef Piłsudski?

Prof. Tomasz Nałęcz: Był przeuroczym i przesympatycznym ojcem. Ojcostwo przyszło Piłsudskiemu bardzo późno, w czasie, kiedy jego rówieśnicy byli już dziadkami. Wanda urodziła się w 1918 r., więc Piłsudski miał wtedy 51 lat, a dwa lata później urodziła się Jadwiga. Zresztą pamiętajmy, że już legioniści powszechnie mówili o nim „Dziadek”.

Piłsudski zawsze kochał dzieci. Maria miała córkę z pierwszego małżeństwa. Piłsudski ogromnym uczuciem darzył swoją pasierbicę – Wandę, co tłumaczyłoby imię pierwszej córki Piłsudskiego. Niechętnie sam o tym mówił, ale wszystkie przekazy na temat krakowskiego okresu Piłsudskiego są jednoznaczne – że świata poza Wandą nie postrzegał. Córka Marii umarła jako młoda dziewczyna na zapalenie wyrostka, ale przy ówczesnym stanie medycyny było to niebezpieczne schorzenie. Piłsudski bardzo to przeżył.

Prof. Tomasz Nałęcz: Nie stać go było na normalne ojcostwo, długo w ogóle nie miał normalnego życia rodzinnego – bez reszty pochłaniała go konspiracja, przygotowania wojskowe. Czasy stabilizacji przyszły dopiero w okresie Sulejówka, bo nawet w okresie Belwederu Piłsudski nie miał czasu na cieszenie się ojcostwem.

Nie stać go było na normalne ojcostwo, długo w ogóle nie miał normalnego życia rodzinnego – bez reszty pochłaniała go konspiracja, przygotowania wojskowe. Czasy stabilizacji przyszły dopiero w okresie Sulejówka, bo nawet w okresie Belwederu Piłsudski nie miał czasu na cieszenie się ojcostwem.

Kochał swoje dzieci bezgranicznie. Zawsze, kiedy wyjeżdżał w podróż zbierał portrety dziewczynek. Córki w jego życiu zajmowały mnóstwo miejsca. Gdy odsunął się od polityki w maju 1923 r., zaczął cieszyć się ojcostwem w pełnym wymiarze. Dzieci absolutnie go uwielbiały. Był ojcem wzorowym, co ludziom zaabsorbowanym sprawami publicznymi nieczęsto się zdarza.

Kiedyś Piłsudski został poproszony o nagranie dwóch wystąpień na płytach gramofonowych. Były to urocze gawędy, adresowane do dorosłych, ale też i do dzieci. To był język, który Piłsudski wyrobił sobie podczas długich godzin opowieści snutych przed dziewczynkami.

PAP: Piłsudski uwielbiał stawiać pasjansa…

Prof. Tomasz Nałęcz: Nie od początku stawiał pasjanse. Najpierw uwielbiał winta, w którego grało się w kilka osób. Mniej więcej do czasów więzienia w Magdeburgu grał namiętnie z najbliższymi współpracownikami, a nawet noc poprzedzającą aresztowanie spędził na grze w winta. W pewnym momencie zarzucił tę grę.

Jest rzeczą charakterystyczną, że im bardziej wyrastał ponad swoich współpracowników, tym bardziej był samotny. Już w czasach belwederskich, po 1918 r. głównie grał w pasjans – to przecież jednoosobowa gra w karty. To jest przyczynek do ewoluowania jego osobowości.

PAP: Piłsudski interesował się parapsychologią, uczestniczył w seansach spirytystycznych. Skąd u niego takie zainteresowania?

Prof. Tomasz Nałęcz: To było jego hobby, ale nie przenosił tego na sferę swojej aktywności publicznej, państwowej. Nie chodził do wróżki, żeby się pytać, co będzie i nie uzależniał od tego swoich decyzji. Jego to pasjonowało. Znane były również jego kontakty ze Stefanem Ossowieckim – najgłośniejszym polskim medium tego okresu.

PAP: Czy wiemy, co lubił jeść? Czy miał jakąś dietę?

Prof. Tomasz Nałęcz: Nie był osobą o wyrafinowanym podniebieniu. Przez wiele dziesięcioleci swojego życia jadł co popadło. Trudno, żeby konspirator czy żołnierz wybrzydzał. Choć w tym środowisku byli ludzie, którzy lubili biesiadować, np. Witold Jodko-Narkiewicz, towarzysz Piłsudskiego z pierwszego okresu działania w PPS-ie. On równie często, co na demonstracjach i pochodach, bywał w restauracjach. Był zresztą człowiekiem bardzo zamożnym.

Smaki Piłsudskiego ukształtowały się w domu rodzinnym na Litwie. W czasach belwederskim i Sulejówka jadł proste potrawy. W Belwederze była kucharka zawsze z powiatu święciańskiego, czyli z rodzinnych okolic Piłsudskiego. Uwielbiał placek z kruszonką, który był często na stole w Belwederze.

Piłsudski nie znosił natomiast owoców, a ponieważ miał kłopoty ze zdrowiem, to lekarze zalecali, aby wzbogacał nimi dietę. Marszałkowa zastawiała na niego pułapkę. Obierała mu gruszkę czy jabłko – panowało wtedy przekonanie, że bez skórki jest zdrowsze – oraz stawiała mu talerzyk na biurku, a obok widelczyk. Marszałek machinalnie od czasu do czasu brał kawałek do ust i tak ten talerzyk po paru godzinach był pusty.

Kawy nie pił, kochał za to mocną herbatę pitą ze szklanki – to kresowy obyczaj. Jego skłonność do herbaty była znana. Za trunkami nie przepadał. Nie sposób, żeby żołnierz od czasu do czasu nie wypił kieliszeczka, ale to było środowisko, gdzie skłonność do pucharu u niektórych była przysłowiowa – wystarczy wspomnieć ukochanego szwoleżera Marszałka, czyli pułkownika Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego. Legioniści za kołnierz nie wylewali. Piłsudski, jak na obyczaje tego środowiska, był niemalże abstynentem.

PAP: Czy Piłsudski miał jakieś nałogi?

Prof. Tomasz Nałęcz: Papierosy… Popielniczka zawsze była pełna niedopałków. Z tym był kłopot, ponieważ jak Piłsudski musiał odstawić papierosy ze względu na swoje kłopoty zdrowotne, to bardzo to przeżył.

PAP: Jaki był stosunek Piłsudskiego do nowinek technologicznych?

Prof. Tomasz Nałęcz: Był dosyć nowoczesnym człowiekiem, jeśli chodzi o środki politycznego działania, nie walczył z nowinkami. W jego gabinecie funkcjonowała np. maszyna wytwarzająca ozon konstrukcji prezydenta Ignacego Mościckiego.

To nie był jednak człowiek, który eksperymentował z nowoczesnością, który, mówiąc językiem współczesności, w pierwszej kolejności zafundował sobie telefon komórkowy i pierwszego laptopa. Nie opierał się jednak tej nowoczesności. Nowoczesność nieuchronnie wkraczała w jego życie i on ją akceptował, choć jej apostołem nie był.

Prof. Tomasz Nałęcz: Był dosyć nowoczesnym człowiekiem, jeśli chodzi o środki politycznego działania, nie walczył z nowinkami. W jego gabinecie funkcjonowała np. maszyna wytwarzająca ozon konstrukcji prezydenta Ignacego Mościckiego.

Tutaj dotykamy znacznie poważniejszej kwestii. Jest to uzasadniony pogląd historyków, że Piłsudski nie docenił potrzeby zmodernizowania armii, że nie docenił wojsk pancernych, siły lotnictwa.

PAP: Czy znamy lektury Piłsudskiego? Jakie miał ulubione książki?

Prof. Tomasz Nałęcz: Zachował się do dzisiaj katalog biblioteki w Belwederze. Piłsudski całe życie wracał do lektur swojego dzieciństwa i młodości, czyli przede wszystkim do romantyków. Matka zaszczepiła mu miłość zwłaszcza do Słowackiego, którego mógł cytować całymi stronicami. Cytaty, które wybrał do umieszczenia na swoim grobie na Wawelu i matki na wileńskiej Rossie to cytaty ze Słowackiego. Mickiewicz już nie zajmował takiego miejsca, a przecież można powiedzieć, że Mickiewicz to Litwin, a Słowacki, choć dziecko Kresów, to jednak tych ukraińskich.

Kochał też Sienkiewicza. Zresztą matka Piłsudskiego była z domu Billewiczówna – właśnie z tych Billewiczów uwiecznionych przez Sienkiewicza w „Potopie”. Ukochaną jego książką była również kronika Macieja Stryjkowskiego – staropolska historia Litwy, koncentrująca się głównie na dziejach wielkich rodów.

Poza lekturami towarzyszącymi mu przez całe życie, czytał mnóstwo literatury socjalistycznej w okresie PPS-u, a potem dużo literatury wojskowej. Jego lektury są takie, jak każdego człowieka chcącego coś wiedzieć.

PAP: Z Piłsudskim kojarzy się często jego ulubiona klacz – Kasztanka. Jaki był stosunek Piłsudskiego do zwierząt?

Prof. Tomasz Nałęcz: Jeźdźcem rewelacyjnym nie był, ale Kasztankę kochał, zajmowała ona szczególne miejsce. Był przyzwyczajony do zwierząt jako dziecko wsi i dworu szlacheckiego. W Belwederze był tylko jeden pies, co też świadczy o skromności Piłsudskiego. Kiedy już po zamachu majowym, ze względów bezpieczeństwa zalecono, żeby w mieszkaniu Piłsudskiego (bo w Belwederze nie tylko urzędował, ale i mieszkał) pojawił się pies obronny. Ze szkoły policyjnej psów wytypowano owczarka niemieckiego. Okazał się nieposłuszny i nie najmądrzejszy. Nie wiemy, kto go tak nazwał, może dziewczynki, ale wabił się po prostu Pies – nie żaden Cezar czy Neron.

PAP: Czy Piłsudski był lubiany?

Prof. Tomasz Nałęcz: Był sympatycznym, miłym człowiekiem, choć to się z czasem zmieniało. Ludzie lgnęli do jego towarzystwa. Był człowiekiem, którego towarzystwo bardzo się ceniło. Jednak po 1918 r. już się samoizolował. Coraz więcej było współpracowników i podkomendnych, a coraz mniej przyjaciół.

Pod koniec życia trawiła go już choroba, nie do końca przebadana, z czasem stawał się coraz bardziej nieznośny dla otoczenia.

PAP: Co wiemy o chorobie Piłsudskiego?

Prof. Tomasz Nałęcz: Jest tu sporo niejasności. Oficjalne rozpoznanie lekarskie było takie, że zmarł na raka żołądka i wątroby. Były różne sensacyjne tłumaczenia, ale ja nie daję im wiary.

PAP: Czy Piłsudski był sympatycznym „Dziadkiem”, czy rewolucjonistą i bezwzględnym politykiem?

Prof. Tomasz Nałęcz: W różnych okresach swojego życia miał różne przymioty i różne cele. To nie tak, że był nieszczery czy fałszywy w którymś z tych okresów. Między bajki można włożyć poglądy o tym, że Piłsudski tak naprawdę nie był autentycznym socjalistą. Jak ktoś, kto przez kilkanaście lat stał na czele Polskiej Partii Socjalistycznej, mógł nie być socjalistą? To kim był – agentem? W czasach stalinizmu była taka teza, że Piłsudski był agentem imperializmu w polskim ruchu socjalistycznym, ale to jest absurdalna ocena.

Jeśli chodzi o poglądy polityczne, to one wielokrotnie bardzo istotnie się zmieniały. Choć zawsze był motyw przewodni, że najważniejszą wartością była walka o niepodległość i własne polskie państwo, a potem starania, żeby to państwo było jak najsilniejsze, najbezpieczniejsze, chciał mu zagwarantować jak największą pomyślność. Próbował różnych narzędzi, aby te cele realizować.

Jako człowiek, przyjaciel, członek rodziny był jak najbardziej stabilny, aczkolwiek to się u każdego człowieka zmienia. Ja nie widzę jakichś wielkich odstępstw od normalnej kolei rzeczy. Jego życie, poza polityką, toczyło się jak życie milionów innych ludzi w tym czasie, w tym kręgu cywilizacyjnym. Był dzieckiem swoich czasów, swojego środowiska.

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)

akr/ mjs/ ls/

Galeria

Copyright

Wszelkie materiały (w szczególności depesze agencyjne, zdjęcia, grafiki, filmy) zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.